fot. TVN24/x-news

Jak obiecywali tak zrobili. Przewodniczący Solidarności, Piotr Duda zapowiadał podczas uroczystości 36. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych, że 2 września związki zawodowe złożą projekt obywatelskiej ustawy o zakazie pracy w handlu w niedzielę. Według jej zapisów można wyłonić wybrańców. Tylko czym sobie zasłużyli?

– Chcemy wolnych niedziel. (…) Staramy się zbierać te podpisy po to, aby pokazać, że społeczeństwo chce ograniczenia handlu – mówił Piotr Duda podczas uroczystości rocznicowych Sierpnia 80. Zapowiedział, że związkowcy będą tak długo zbierać podpisy, aż prezydent podpisze projekt. Pod złożonym 2 września projektem widnieje 500 tys. podpisów (więcej na ten temat…). W projekcie obywatelskiej ustawy możemy przeczytać m.in. o tym, że ci, którzy nie będą przestrzegali jej zapisów muszą liczyć się z karą 2 lat więzienia. Dlaczego tak mało? – pytam. Może od razu poprawmy na 10 lat. W tym czasie firma takiego delikwenta być może upadnie i już jego pracownicy nie będą musieli przychodzić do pracy nie tylko w niedzielę, ale przez cały tydzień.

Projekt ustawy pokazuje jednak, że Solidarności zależy na podziale pracowników na tych gorszych i lepszych. Tych pierwszych zapisy ustawy albo nie dotyczą bezpośrednio, albo są uwzględnieni jako wyjątki. Tak np. kasjerka w supermarkecie niedzielę miałaby mieć wolną, ale pracownicy restauracji, stacji paliw, aktorzy, dziennikarze czy kasjerzy na dworcach autobusowych i kolejowych itd. już nie. Czym różni się praca wspomnianej kasjerki w supermarkecie od pracy kasjerki na dworcu? Przecież sam Piotr Duda w swoim płomiennym przemówieniu podkreślał konieczność wolnych niedziel – My chcemy wolnych niedziel, bo niedziela jest dla Boga i rodziny. Czy prawo do tego mają tylko pracownicy sklepów wielkopowierzchniowych i galerii handlowych? Czy pozostałych „niedziela dla Boga i rodziny” nie obowiązuje? Dlaczego pracownicy pozostałych branży nie zasługują na takie samo traktowanie jak ci, którzy zostali wymienieni w projekcie ustawy? To są jacyś kosmici? Maszyny?

Brak logiki w myśleniu Solidarności dostrzega wielu komentatorów. Szczególnie przy argumencie mówiącym o religijnym aspekcie siódmego dnia. Związkowcy jak za pomocą czarodziejskiej różdżki chcieliby zmienić zachowanie Polaków, by ci zamiast robić zakupy w niedzielę, robili je dzień wcześniej. Wystarczy tylko to sobie dobrze zaplanować. Panie Piotrze Dudo, w takim razie liczę na to, że zaplanuje sobie Pan podróż na sobotę, aby kolejarze czy pracownicy lotnisk i linii lotniczych mieli wolną niedzielę, albo zatankuje samochód odciążając tym samym pracowników stacji benzynowych. Do kina również pójdzie pan w sobotę czy zabierze dzieci/wnuki do zoo.

Prawo i Sprawiedliwość zapowiadało, że poprze projekt. Może nie w całości, może nastąpią zmiany m.in. w zakresie kary. Jednak wydaje mi się, że zarówno PiS jak i Solidarność powołując się na przykazanie „Będziesz dzień święty święcił” zapominają, że często to właśnie katolicy zaraz po mszy idą do galerii na rodzinne zakupy lub obiad w jednej z restauracji. Może jeszcze wejdą do kina, albo wybiorą się do zoo, basen lub kręgle. Tych tłumów nie tworzą ateiści. Chyba, że założymy, iż w Polsce liczba ateistów wzrosła do 85 proc. Polaków, bo tylu wg. badania TNS Polska (dane z maja 2016 roku) zdarza się robienie zakupów w niedziele i święta. Co więcej 56 proc. z nas w omawiane dni najchętniej robi zakupy artykułów codziennego użytku w supermarkecie, hipermarkecie lub centrum handlowym. 19 proc. obywateli kupuje przede wszystkim w małych lub średnich sklepach samoobsługowych, a nieco mniej osób – 16 proc. – w małych sklepach, gdzie towar podaje sprzedawca. Według badania TNS za zakazem handlu w niedzielę są zwolennicy zakupów w małych sklepach i  mieszkańcy wsi, których przepraszam, ale niektórzy hipermarketu na oczy nie widzieli, a dotarł do nich przekaz mówiący, że to „obóz pracy”, bo tak w telewizji powiedzieli (kilka lat temu, kiedy głośna była sprawa pracowników Biedronki).

Pojawia się argument, że dzięki zakazowi handlu w niedzielę zyskają małe sklepy, gdzie za ladą stanie właściciel. Jest to błędna teoria. Jeżeli tak się stanie to będzie to kilka procent. I tak znaczna część obrotu będzie należała do stacji benzynowych, które są otwarte siedem dni w tygodniu przez 24 godziny na dobę. Teraz wystarczy, że ich właściciele pójdą tropem Eurocashu i rozbudują swoje stacje, tak by sprzedawać na nich jak najwięcej towarów, które od poniedziałku do soboty będzie można kupić w każdym innym sklepie. Jakiś czas temu powstały Delikatesy Centrum, wspomnianego Eurocashu, który wszedł w spółkę z Orlenem.

Kolejnym argumentem padającym przy okazji dyskusji o wolnej niedzieli jest zdanie „tak już jest na zachodzie i tragedia się nikomu nie dzieje”. Zanim postanowimy użyć tego zdania zastanówmy się w jaki sposób te zmiany zachodziły w innych krajach. Przede wszystkim nie były gwałtowne i bardziej funkcjonują w świadomości jako tradycja. Swoją drogą zbyt wielu tych krajów nie ma w Europie. Zakaz handlu w niedzielę obowiązuje tylko w czterech: Niemczech, Norwegii, Szwajcarii i Austrii, a częściowe ograniczenia są w Hiszpanii, Francji, Grecji i państwach Beneluksu. Na Węgrzech próbowano wprowadzić taki przepis dokładnie tak, jak chce to zrobić u nas Solidarność. I co? Po roku rząd Orbana wycofał się z tego pomysłu, bo było więcej strat niż zysków. Małe sklepy wcale nie zarobiły, a upadło ich pięć razy więcej niż przed zmianami. Nie wspominając już o zwolnieniach pracowników.

Kościół Katolicki ustami arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia oraz innych biskupów, którzy apelowali o podpisywanie się pod projektem są sprzymierzeńcami Solidarności w drodze do wprowadzenia wolnej od handlu niedzieli. Jednak ta pomoc nie jest bezinteresowna. W ustawie zapisano wśród uprzywilejowanych sprzedawców dewocjonaliów. Oni swoje sklepy będą mogli mieć otwarte zawsze. Co wiąże się z tym, że przewodniczący Solidarności Piotr Duda wypowiadając słowa – bo niedziela jest dla Boga i rodziny – nie miał ich na myśli, podobnie jak 60% pozostałych pracujących siódmego dnia tygodnia.